...

...

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Strach

Jak wiele można znieść? Jak wiele można wycierpieć? Jak wiele można usłyszeć obraźliwych słów, najgorszych epitetów?
Jak wiele...  by po tym wszystkim budować nowy związek bez strachu? Bez obaw, że znów zostaniemy zranione, zmieszane z błotem... Za co? Za miłość.

Sprawa może wydawać się błaha, bo przecież miliony ludzi przechodzi przez piekło, a potem wiążą się z kimś innym, budują związek, rodzinę- nowe życie.

I tak jest u mnie. Tylko jak sprawić, by logika dominowała odczucia, skojarzenia, by powalała strach?
To już nie jest takie proste.

Kiedyś zauroczyłam się z mężczyźnie, który po rozstaniu zaczął mnie straszyć, wyzywać, napadać i temu podobne incydenty. Nie potrafił zrozumieć słowa "nie" i za każdym razem chciał mnie sobie podporządkować używając strachu...
Z czasem, gdy byłam na tyle silna, że nie chciałam go już w moim życiu i postanowiłam przestać się bać to wtedy pojawił się strach.... Ale taki prawdziwy... Wielki, czarny i nieokiełznany... Paraliżyjący strach....

Powiedział mi, że zniszczy mnie w oczach znajomych oraz ludzi z moim miejscu pracy. Zniszczy mnie w oczach mojej rodziny. Co najgorsze... nie żartował.
Każda rzecz, która nas kiedyś łączyła- czy to intymna czy zwierzenia, wszystko ujrzało światło dziennie. I nie było przedstawione takim jakie było wtedy. Piękne chwile i mocną więź zamienił w beczkę pełną gnojówki, której nie osłodziłby nawet toną cukru...
 Dochodziły wyssane z palca opowieści z mojego życia, opisy tego co niby robiłam z nim w łóżku i jak sie zachowywałam ... Bałam się wyjść na ulicę... To ta puszczalska ździra- tyle potrafiłam wyczytać w oczach ludzi, którzy go znali... 
Był kiedyś dla mnie kims bardzo ważnym i choć nigdy nie obraziłam go, nie zraniłam to postawił sobie za życiowy cel by mnie zniszczyć. Hmm.
Chciałabym teraz powiedzieć: "było mineło, przejdę do meritum."

Niestety. Ale... 

Jak teraz zaufać?
Złapałam równowagę. Wykasowałam go ze swoich myśli. Wykasowałam go całkowicie z mojej głowy. 

Teraz jestem szczęśliwa, mam cudownego partnera, to miłość mojego życia. Mogę zawsze na niego liczyć i nie jest to kot w worku, poznany w internecie. Sprawdziliśmy się w naprawdę dramatycznych sytuacjach. Zawsze był dla mnie oparciem, zawsze stał za mną murem. Zawsze śmiał się do mnie i ocierał łzy mówiąc, że mnie kocha.

Dlaczego tak trudno znów zaufać? Dlaczego krzywda wyrządzona przez byłego partnera tak rzutuje na moją otwartość wobec mojej miłości? Ojca mojego dziecka?

To strach.... Znów wypełza z zakamarków mojej głowy- że kiedyś z tamtym oprawcą też było dobrze. Nie bałam się go. Nie miałam powodu, by mu nie ufać... 
Rodzi się ta obawa, że kiedyś, stanie się coś, że on też cała moją miłość, oddanie i dobro wykorzysta przeciwko mnie... Że całe moje uczucie zostanie rozszarpane i wrzucone do ścieków... Że znów zostanę upokorzona tak, jak nawet trudno to sobie wyobrazić...

Ale... Dlaczego mój obecny związek ma cierpieć z powodu jakiegoś skretyniałego idioty? Dlaczego mój Ukochany nie może mieć mnie całej? Oddanej bez granic?
Nie chcę mu tego zabierać. I.. Nie chcę odmawiać tego sobie...
I sądzę, że to jest czas na zamiany. Na to, by w końcu przestać się bać.

To może nie jest takie trudne... Wystarczy zaufać...... :) Zaufać? Przestać myśleć.... Zaufać sercu, zaufać jemu.... Odrzucić logikę.. Odrzucić swój rozum... Odrzucić wspomnienia... Wykasować z dostępnej listy czynności opcję : "uczenie się na błędach".

Uczysz mnie, że tego wymaga Miłość. Nasza relacja. Kiedyś ja Tobie, a dzisiaj Ty mi tłumaczysz, że musisz mieć moje pełne zaufanie. Że nie mogę się bać. Że strach zabierze nam tyle cudownych chwil... Że Ty mnie nigdy nie skrzywdzisz. Że jestem bezpieczna....

I zrobię to. Bo tylko to ma sens wśród całego tego rozmyślania i mędrkowania... A przeszłość zostaje za mną i nie liczy się tamten strach, bo.....

Ty jesteś mój, a ja jestem Twoja.

Jestem Twoja....

I nie muszę się Ciebie bać...

Nie muszę się Ciebie bać!

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Niemożliwość

Przypomniał mi się ten dzień kiedy zaprosiłeś mnie na nasz pierwszy spacer. Chodziliśmy podekscytowani, uśmiechnięci, nie do końca pewni tego co robimy... Ale oboje czuliśmy szczęście, czuliśmy życie w każdym oddechu... Tylko tak jakby godzina była minutą, a pomiędzy nami Twoja córka, trzymająca nas za ręce...
Te pierwsze słowa, które wisiały w powietrzu, ale oboje baliśmy się rozpocząć ten temat... Zburzyłeś mur

"Jesteśmy razem już tyle lat i wiem, że to nie jest to takie jak być powinno... Moja żona  dużo w życiu wycierpiała. Jest.... Nerwową osobą - mówiłeś wycofany - Czasami brakuje mi sił.. kocham ją na swój sposób... Wiem, że nigdy nie potrafiłbym odejść".
Potakiwałam głową, słuchając wiernie. O ja głupia. Nie miałam pojęcia, że W. to burza... nie burza... To śmiercionośny huragan , a ja znalazłam się w samym jego centrum... Nie mając świadomości jego siły... I tego, że zostanę porażona przepadając na wieki wieków, amen...

Byłam tak osamotniona, że nie myślałam nawet o tym byś kiedyś mógł ją zostawić dla mnie... Cieszyłam się z Twojego zainteresowania. Rozmów, żartów...Wtedy jeszcze nic naprawdę głębokiego nas nie łączyło... Nie padły żadne obietnice, nawet wyznania... Słuchałam, bo byłeś tak wyjątkowy... Samotny tak jak ja... Czułam to... Zaprosiłeś mnie choć mogłeś być sam, mogłes być gdzieś indziej, z kimkolwiek innym... Ale Ty wybrałeś mnie.. Pamiętam... Odwlekaliśmy moment pożegnania... Ty rozglądałeś się trochę niespokojny czy niepożądane oczy nie zwrócą się w naszym kierunku...
Później... Gdy wpadłam po uszy, gdy pokochałam tak jak nigdy w życiu dałeś mi wyraźnie odczuć, że tamte słowa.. Na pierwszym niewinnym spacerze były... święte... Bardzo wyraźnie dałeś mi do zrozumienia, że nigdy nie odejdziesz od żony... Pewne rzeczy jest bardzo ciężko przyswoić naprawdę, mimo tego, że wie się jak jest. Choć rozum, odczucia i fakty są jednoznaczne. Serce jest inne. Miłość nie rozumie. Miłość zawsze wierzy, czeka...
Ale to było niemożliwe. My. Byliśmy niemożliwością.

Powtarzali to moi rodzice, mówił to mój były, mówiły koleżanki.... Mówił mi to mój rozum... Jak zrezygnować z największej miłości? Jak otworzyć dłonie i pozwolić jej odlecieć jakby był to zwykły pył?... Jak odpuścić marzenia, obedrzeć się ze złudzeń... Ze świadomości, że nie ma się już nawet na co czekać... Że już nigdy nie poczuję Twojego zapachu. Nigdy nie zamienimy ani jednego słowa... Będę Cię mijać na ulicy jakbyśmy się nigdy nie znali... Będę oglądać Was wsiadających do samochodu jakbyście byli szczęśliwi...

Przychodzi taki czas, że trzeba odpuścić... Bo miłość wymaga zaangażowania równie mocnego po obu stronach... Bo trzeba zawalczyć już o siebie i nie obdzierać się z resztek godności i dumy... szacunku....
Jeśli samych siebie nie szanujemy , nikt inny szanować nas nie będzie... Jeśli sama nie znasz własnej wartości jak ktoś inny może mieć cię za wartościową osobę?...
To by odejść. Odciąć się. Usunąć... To była najtrudniejsza decyzja jaką podjełam w swoi życiu... A nasz związek to największe szczeście i niewyobrażalne cierpienie w jednym.... To wszechświat barw, dźwieków i zapachów..... I czarna otchłań, która powala, wydziera godność, obdziera z miłości do samej siebie... To dwie największe skrajności, z którymi nie chcę więcej walczyć...
Ty i ja.
My.
Byliśmy niemożliwością.
...
Tylko ona jest zdolna do niemożliwego... Miłość. Prawdziwa. Doświadczona. Dojrzała... Nasza miłość... Twoja miłość do mnie, która nie umarła, a tylko wzrosła w siłę... Która nie pozwoliła Ci żyć beze mnie... Która nie chciała więcej życia w pustce... Pustce jaką było zycie beze mnie..

Minęło kilka lat... Niemożliwe stało się możliwe. Dlatego warto walczyć. Dlatego warto posłuchać swojego serca. Warto zaufać samemu sobie... Warto wybaczać...

Dziś wracasz do domu , a za drzwiami jest nasz dom... Ja, Ty i nasza maleńka dziewczynka.. I już nie jesteś jej mężem.
Wygraliśmy.
Wygraliśmy siebie i wspólne życie.. I myślę o tym jak wielkie mam szczęście... Jak wiele zakochanych w żonatych mężczyznach kobiet zostaje porzuconych, ze złamanym sercem.. Niczym psie gówno przyklejone do podeszwy buta... I nie ma happy endu... Nie ma wspólnego domu... Nie ogarniają swojej Istoty Absolutu ramionami.... Pozostaje drzewo... bez gałęzi i liści... Czy wciaż można nazwać je drzewem?...

Czasami myślę jak to się stało... i jak to jest możliwe... Czasami śnię, ze wciąż jesteś tam.. I znów czuję ten ból bycia tą drugą... Tą, która daje z siebie wszystko, choć tamta nie daje nic... a i tak to niczego nie zmienia... To nie ma żadnej siły przebicia... Godzina mija a Ty wracasz do niej.... Boli. Boli w środku. Paskudnie rwie cholerstwo.....

Budzę się. Ze łzami w oczach... ze strachem w głowie.... Tylko te kobiety, które związały się z żonatym mężczyzną i go pokochały wiedzą jak TO boli... tylko one....  I wtedy widzę Ciebie obok mnie... Jak śpisz rozwalony na łóżku.... W naszym domu.... W naszym łóżku.... W pościeli pachnącej nami.... I chrapiesz. Chrapiesz jak szalony.... Ale wtedy mi to nie przeszkadza... Wtulam się z całą siłą chcąc odgonić łzy... Wsłuchując się w rytm najpiękniejszej, poszarpanej kołysanki...

Ty i ja
My
Byliśmy niemożliwością...


Byliśmy... :-)

wtorek, 8 grudnia 2015

"Zapraszam na spacer po szczęście"

Kilka lat temu umierałam.
Z samotności.

Często mówi się, że mądre, inteligentne i śliczne kobiety nigdy nie są same. To nie tak. Nie w moim przypadku...
Miałam.. Miałam kiedyś narzeczonego.. Byliśmy razem przez 7 lat. Wzór dla naszych znajomych. Wieczna miłość.. Choć w środku to nie było TAK...

Wzloty, wzloty, wzloty... Wysoko. Ponad granice przyzwoitości, strachu i przeciwności...A potem... Upadki... Upadki
Wzloty
Upadki
Upadki

Upadki....

Ja tak jak każdy człowiek chciałam chłonąć szczęście dlatego walczyłam o każdy dzień po tym jak oboje schrzaniliśmy wszystko. NIE ODPUSZCZAĆ! Nigdy nie odpuszczać! Walczyć! Tyle lat, tyle chwil! Nikt nie rozumiał mnie tak jak on. I wszystko wybaczał. A ja wybaczałam jemu.
Za bardzo przywyknęliśmy do wybaczania sobie... tych najprostszych i najgorszych rzeczy... Przestałam iść do przodu... A widząc mur pomimo wielkiego wysiłku... Widząc obojętność na wszystko co robię... Jakbym była już niepiękna, przejrzysta, wyblakła... 
Nieistniejąca...
Zniknęłam...

Tak.. ostatnie dwa lata związku były pustką.. Pustką, która rozdzierała... i straciłam siebie... A w okół nie było niczego co potrafiłoby mnie odtworzyć. Mój prawdziwy uśmiech, mój spokój i miłość....


Aż pewnego dnia po długiej nocy obudziłam się i otworzyłam butelkę tymbarka... 
"Zapraszam na spacer po szczęście"

A kiedy odłożyłam butelkę mój porysowany telefon zatańczył w wibracjach z zaproszeniem na spacer... Na spacer po szczęście.... :-) 

Od Ciebie....
-) 





Ze mną

Pragnę.
Pragnę Cię.

Twojego torsu...
Tego..
Jak oddychamy wspólnie kiedy wbijasz się...
we mnie...
Raz
Za razem
...
Kiedy przeszywa mnie Twój jęk, który idealnie odzwierciedla jak jest Ci

Bosko


Te krótkie chwile kiedy skradam Ci całusa, a Ty nie jesteś w stanie na niego odpowiedzieć...
Bo jesteś taki zatracony..

We mnie...
...

....I ze mną.....